zachwyt, inspiracja, pragnienia, zmysł, smak, ciekawość, zapach, pożądanie, piękno

Vivienne Westwood. Wyjść z kieratu mody

Wydaje się że jakkolwiek jej nazwisko jest w świecie mody cenione i poważane, sama Vivienne nie do końca jest zainteresowana uczestniczeniem w kręgu dla którego ważnym elementem jest autopromocja i bycie wiecznie podziwianym. Ukuty przez nią slogan „przestańcie kupować”, silne zaangażowanie w kwestie społeczne czynią ją projektantką świadomie pozostającą na uboczu głównych wydarzeń. Nigdy nie zależało jej na masowej klienteli. Kiedyś przekornie przyznała, że jej celem jest sprawienie, że biedni będą wyglądać jak bogaci a bogaci jak biedni. Tego zdania nie mógł wypowiedzieć żaden inny projektant mody. 
Polska Wikipedia stawia tezę, że jest jedną z najbardziej wpływowych współczesnych projektantek, tymczasem poświęca jej dwa zdania. A wpływu Vivienne na świat mody nie sposób przecenić. Dom w którym się wychowywała tylko z nazwy można nazwać robotniczym – matka była tkaczką, a ojciec parał się szewstwem. Od dziecka interesuje ją szycie, zachwycają faktury materiałów i długie chwile spędza zastanawiając się „jak to jest zrobione”. W wieku 16 lat na krótko zawita do Art School. Po latach to zdarzenie skwituje lakonicznie: Co ja, dziecko robotników, robiłam w artystycznej szkole? To jednak kokieteria – wie doskonale że może dokonać rzeczy wielkich, ale nie ma pomysłu na to jak przedrzeć się do świata mody. Wiedzie spokojne i stateczne życie u boku swego pierwszego męża z którym doczeka się syna, Bena. Jej życie dosłownie stanie na głowie, gdy pod koniec lat 60. spotka Malcolma McLarena – późniejszego drugiego męża i mentora. A raczej demiurga, dzięki któremu Vivienne poznaje inną, tę prawdziwszą wersję siebie. Odkrywa, że nudzi ją mieszczański świat nakazów i kodów, że życie potrafi być zaskakujące, jeśli sami je sprowokujemy. Że odwaga popłaca przekona się później, gdy pod koniec lat 80. kolekcje firmowane jej nazwiskiem zaczną święcić triumfy, a ona spłacając ostatnie raty komornikowi za stracone mieszkanie pozna w końcu smak dostatku. Na razie u boku McLarena uczy się i obserwuje jak działa „cały ten cyrk”. McLaren, sam po szkole artystycznej, ma unikalny zmysł marketingowy, bawi go tworzenie, a jak się potem okaże i niszczenie. Doskonale wyczuwa nastroje ulicy, które zwracają się przeciw establishmentowi. Wspólnie powołują do życia ruch punk, który jest pierwszą stworzoną tak rozmyślnie subkulturą. 

Z pełną premedytacją i pełnią talentu, a jednocześnie bezwzględności. Vivienne na razie tego nie dostrzega, zajęta tworzeniem historii mody. Szyje ubrania których stateczni obywatele z pewnością nie założyliby na ulicę, wszystkie dostępne w nowo otwartym w 1975 rokubutiku pod dźwięczną nazwą SEX. Prowokujące „niestosownymi” napisami T-shirty. Ultrakrótkie mini spódniczki. Spodnie z elementami sadomasochistycznymi. A przede wszystkim te warstwy materiału! Vivienne podchodzi do niego jak do ciasta – w zależności od tego jaki ma nastrój, piecze na słodko, z domieszką chilli, prosto lub barokowo. Materiał w jej rękach nie jest tylko kawałkiem tkaniny który należy stosownie udrapować – stanowi dla niej zaproszenie do rzeźbienia, dialogu z odbiorcą a przede wszystkim reinstalacji myślenia. Temu stylowi pozostaje wierna do dziś – jej projekty pozornie tylko składają się z niepasujących do siebie elementów przeczących naturalnemu poczuciu estetyki. Na tym polega w istocie jej geniusz i nowatorstwo, które na trwałe wpisały się w brytyjski pejzaż, czyniąc ją jedną z najbardziej rozpoznawanych brytyjskich marek. A Vivienne i Wielka Brytania to duet zgrany – tak bardzo, że projektantka w swoim logo umieściła koronę przywodzącą na myśl insygnium noszone przez wszystkie władczynie Zjednoczonego Królestwa. 
Z młodszym o 25 lat Andreasem Kronthalerem odnalazła w końcu szczęście i stabilizację w życiu prywatnym. Jakkolwiek McLaren był bezsprzecznym współtwórcą jej sukcesu, życie z nim było koszmarem. Niestabilny psychicznie (Vivienne podejrzewała go o schizofrenię), był nieustannie zazdrosny o jej sukces i rozmyślnie podkopywał jej wiarę w siebie. Uzurpując sobie jedyne prawo do sukcesu marki VW na trwałe zniszczył ich relację. Jednak gdy zmarł, Vivienne zdobyła się na kurtuazję: Był wybitnym człowiekiem, wizjonerem i jest mi o nim bardzo trudno mówić w czasie przeszłym. Jednak kiedy emocje opadły, Westwood powtórzyła wcześniejsze sądy o swoim byłym partnerze nazywając ich relację „skrajnie toksyczną”. Z Andreasem który, jak mówi, wspiera ją w każdym podejmowanym przez nią działaniu, bardzo często pojawia się na zdjęciach promujących nowe kolekcje marki. Kilka lat temu wystąpiła w sesji swojego ulubionego fotografa – Juergena Tellera – na których to zdjęciach jej 75-letnie ciało zachwyca figurą, a Vivienne sporą odwagą bez cienia pruderii. 
Zawsze zaangażowana społecznie, od kilku lat bardzo aktywnie działa na rzecz ochrony praw człowieka i dzikiej przyrody. Bezgranicznie zakochana w Wenecji i przerażona możliwością jej unicestwienia angażuje się w działania na rzecz zatrzymania skutków globalnego ocieplenia. Udziela się także politycznie – od zawsze o wyrazistych poglądach liberalnych i lewicowych, nie wahała się wyrazić o Julienie Assange’u jako o jednym z najważniejszych bohaterów współczesności.


W zasadzie powinienem dokończyć rozpoczętą w poprzednim numerze opowieść o Azji, gdzie po przygodach w Malezji, na wyspie Langkawi i w Wietnamie, w Sajgonie, poleciałem do Tajlandii, ale pomyślałem sobie, że raz, co za dużo to niezdrowo, dwa, sam Bangkok to za mało, żeby napisać fajnie o tym kraju.

Urzeczeni niezwykłością tego kraju postanowiliśmy opisać to, co przez kilka dni udało nam się tu zobaczyć, czego posmakować i czym nacieszyć oczy
 

Sztuka jako odtrutka na rzeczywistość. Sztuka jako lustro, bo kto inny pokaże dosadniej? I wreszcie sztuka jako wyraz kontestacji.