zachwyt, inspiracja, pragnienia, zmysł, smak, ciekawość, zapach, pożądanie, piękno

Txtema Yeste. Nie interesuje mnie piękno, które jest puste

Txema Yeste to 47-letni Hiszpan znany ze swego wnikliwego spojrzenia we wnętrze człowieka i unikatowego stylu wywodzącego się z zawodu reportera-dokumentalisty. 
Jako fotograf modowy uznawany jest obecnie na całym świecie, jego publikacje znajdują się przecież w magazynach, których tytuły naprawdę ciężko pominąć chcąc poważnie mówić o modzie, tj. Harper’s Bazaar czy też Vogue.
Jego historia to jeden z tych rzadkich przypadków, kiedy człowiek rodzi się z jakąś umiejętnością, talentem, a kolejne doświadczenia życiowe są jedynie potwierdzeniem, że ścieżka, którą się obrało jest odpowiednia i wszystkie działania stają się w efekcie wysublimowaną kwintesencją spełnienia w danej dziedzinie.
Txema już jako osiemnastolatek odkrył swoje powołanie, a z kolei dziewięć lat później zaczął publikować fotoreportaże w The Independent, The Observer, czy też El País Semanal. Od zawsze zajmowała go bowiem historia tkwiąca za fasadą powierzchowności człowieka: poruszał tematykę chaotycznego życia kierowców tirów odbywających długie kursy, interesowały go kulisy kariery polityków czy też zagmatwane losy twórców. Posługując się obrazem jako medium, nie zatrzymywał się jednak na pierwszej warstwie, drążył temat uwypuklając drażliwe punkty i od początku zaczepnie podchodził do rzeczywistości. Można nawet przyrównać jego głód wiedzy do czystej dziecięcej dociekliwości, w której skrywa się chęć wejrzenia pod powszechnie znane maski i zbliżenie się ku prawdzie, a także postrzegania rzeczy takimi, jakie są – z pewnym rodzajem naiwności i jeszcze bez uprzedzeń. Uzbrojony w te cechy, ciężko pracując, jakby przez przypadek zjawił się nagle w świecie mody i pewnie nadużyciem byłoby powiedzieć, że go zrewolucjonizował, ale z pewnością dość znacznie ubogacił.
Przeskakując z dokumentowania rzeczywistości w tworzenie wykreowanego świata, nie porzucił swojego agresywnego i gwałtownego stylu. Jego kadry wciąż jawią się bardziej jako wnikliwa narracja niż próby wyeksponowania produktu (ubrania) w celu zwiększenia sprzedaży. Pewnie dlatego tak kochany jest przez niezależne magazyny (Numer, Tush czy też Stylist)!
Txema zawsze szuka piękna dosłownie w samych trzewiach człowieka, przez co jego modele i modelki stają się nad wyraz ludzcy, co jest rzadkością w modowym świecie, pławiącym się w pięknie wystylizowanych ludziach-manekinach. Zgodny z Platonem w twierdzeniu, że piękno tkwi w obiekcie, w jego wnętrzu, stara się do tego wnętrza dotrzeć.
Nie można jednak skupiać się tylko na obiekcie fotografowanym pomijając przy tym pierwszego odbiorcę czyli fotografa, gdyż to właśnie przez jego wrażliwość i wnikliwe oko zostaje przepuszczony obraz i od fotografa właśnie zależy unikatowość tego spojrzenia. Sprawdza się tu z kolei teoria Kanta twierdzącego, że zasady estetyki tkwią w odbiorcy sztuki. Pierwszym odbiorcą jest tu właśnie twórca fotografii, a dopiero później odbiorca właściwy, filtrujący efekt sesji przez swoje osobiste konteksty. 
Jak na prawdziwego artystę przystało jego największą muzą jest najsilniejsze uczucie, czyli miłość, która uosabia się w postaci jego żony. Oczywiście, szuka inspiracji także w innych dziedzinach sztuki: galeriach, filmach i muzyce. Jeśli chodzi natomiast o konotacje z innymi twórcami, można doszukiwać się inspiracji twórczością Daidō Moriyama i Williama Kleina.
Txema Yeste nie chowa się za obiektywem. Lubi pozować i widzi w tym możliwość wyrażenia siebie, którą skutecznie wykorzystuje. Modelom także zostawia dużą przestrzeń na ujawnienie charakteru (choćby wykreowanego na potrzeby danej sesji) i stworzenie unikatowej persony. Uwielbia modeli będących „kameleonami” i możliwość rozpoczęcia sesji od pytania ,,Kim jesteś DZISIAJ?”. Stara się pozostawić wcześniej przygotowane odpowiedzi za sobą i otworzyć się na konkretny moment i emocje jakie ten za sobą niesie. Z pewnością niełatwe są te próby pozbycia się dotychczasowej wiedzy nabytej o sobie i dążenie do przedefiniowania się kompletnie na nowo. Jednak w tym działaniu tkwi właśnie jego indywidualna metoda – metoda bycia w teraźniejszości, w danym momencie.
Dzięki temu właśnie każde ujęcie ma szansę stać się osobliwą historią. Jesteśmy przecież (jako ludzie) tak różni, a zarazem tak podobni. Autentyczne opowiedzenie opowieści o sobie niesie za sobą szczerą nadzieję, że inny się z nią w jakimś stopniu utożsami i tę prawdę poczuje. Nasze składowe są przecież zawsze te same i chyba właśnie stąd wnikliwe spojrzenie w drugiego człowieka jest zawsze tak pociągające, a silne osobowości przyciągają jak magnes bardziej niż puste piękno.
Uwidacznia się to na przykład w serii pt. Strangers, która jest oryginalną próbą zobrazowania masek nakładanych na nasze twarze każdego dnia i kolejnych powrotów do siebie, przypominającą gombrowiczowskie rozważania o pełnieniu określonych ról w społeczeństwie i będącą jednocześnie gloryfikacją ,,inności”.
Kolejnym przykładem, obok którego niełatwo przejść obojętnie jest oczywiście sesja celebrytki Kim Kardashian dla Vogue. Budząca ogólne poruszenie rodzina Kardashianów cieszy się dużą sławą i jest znana przede wszystkim z tego, że... jest znana. Kim w wywiadzie stara się walczyć z tym wizerunkiem i mówi o byciu niedocenianą. Txema umiejętnie fotografuje jej wizerunek tworząc postać niepozbawioną duszy.
Co zaskakujące, choć tyle tu o człowieku i mogłoby się wydawać, że jest on w samym centrum – nie do końca tak jest. Na zdjęciach Txemy człowiek jest jednym z harmonijnych elementów zaraz obok fauny i flory – staje się wręcz nieinwazyjny i z pewnością nie najważniejszy, jawiący się tylko jako składowa ekosystemu stanowiąca całość dopiero w odniesieniu do pozostałych elementów. Często na zdjęciach uwikłany w cztery żywioły: woda, ogień (światło), powietrze (wiatr, ruch), ziemia. W tym wszystkim moda jest artystycznym powiewem okalającym rzeczywistość, dodatkiem ubarwiającym wszystko i próbującym nie zakłócić całości.
Zawsze skupia się na emocjach, nastroju, spojrzeniu, w którym ma szansę uwidocznić się dusza. Spustem migawki zatrzymuje ruch i stopuje scenę w momencie autentycznej zmiany, poruszenia. To bardzo ważne, by dbać o charakterystyczną dla twórcy estetykę zdjęcia, szczególnie w czasach digitalizacji fotografii i powszechnej do niej dostępności, kiedy to każdy może mieć własny aparat czy też nawet po prostu telefon i nazywać się ,,fotografem” publikując choćby na Instagramie. 
Przemysł modowy zobowiązuje do używania fotografii cyfrowej, jednak jest coś romantycznego w kadrach zapisanych na kliszy, stąd Yeste często próbuje uzyskać taki efekt nawiązując do fotografii analogowej. Również jego stosunek do postprodukcji nie jest zbyt oczywisty – z jednej strony opiera się na miłości do łatwości dokonywania zmian, aż po nienawiść będącą reakcją na kreowanie zafałszowanych obróbką obrazów.
Mimo wszystko Txema zawsze stara się stworzyć kadr, który zostanie zapamiętany na długo przez każdego odbiorcę i niezmiennie przepuszcza obrazy przez własną wrażliwość, dotykając przy tym czułych miejsc, przez co ma szansę dotrzeć do głębi. Z pewnością dlatego jest tak doceniany w świecie mody, a jego fotografie wciąż tak bardzo przyciągają uwagę.


W zasadzie powinienem dokończyć rozpoczętą w poprzednim numerze opowieść o Azji, gdzie po przygodach w Malezji, na wyspie Langkawi i w Wietnamie, w Sajgonie, poleciałem do Tajlandii, ale pomyślałem sobie, że raz, co za dużo to niezdrowo, dwa, sam Bangkok to za mało, żeby napisać fajnie o tym kraju.

Urzeczeni niezwykłością tego kraju postanowiliśmy opisać to, co przez kilka dni udało nam się tu zobaczyć, czego posmakować i czym nacieszyć oczy
 

Sztuka jako odtrutka na rzeczywistość. Sztuka jako lustro, bo kto inny pokaże dosadniej? I wreszcie sztuka jako wyraz kontestacji.