zachwyt, inspiracja, pragnienia, zmysł, smak, ciekawość, zapach, pożądanie, piękno

Małgorzata Brochocka. Jedna pani drugiej pani

Rozmawiają dwie przyjaciółki: „Kochana, i jak tam twój problem z zaparciami?”. No, zamieniam się w słuch. Jaka będzie odpowiedź? „Mój problem nie istnieje odkąd zażywam blablabla…”. Potem jest coś o czytaniu ulotek i konsultacji z lekarzem lub farmaceutą. Cóż, reklama chyba nie spełniła swojego zadania, skoro nie pamiętam nazwy tego cudownego eliksiru na obstrukcję. Zaintrygował mnie natomiast sam pomysł: Kto i po co to wymyślił?
Ostatni weekend spędziłam z moimi przyjaciółkami na Mazurach i był to czas zaiste wspaniały. Ponieważ często ze sobą wyjeżdżamy, znamy się jak łyse konie i wiemy o sobie wszystko, no może prawie wszystko. Prawdę wyznawałyśmy sobie niejednokrotnie w różnych okolicznościach i stanach upojenia, przerabiałyśmy wszystkie problemy, życiowe, psychiczne, wychowawcze – wszystkie mamy dużo dzieci – i, a jakże, małżeńskie. No i nie ukrywajmy, gastryczne też. Zawsze jednak jest to rozmowa krótka i rzeczowa, bez rozwodzenia się nad szczegółami. Przede wszystkim nigdy publicznie nie ośmieliłabym się spytać nawet najbliższej przyjaciółki o jej problem z bąkami czy zaparciami. A już na pewno żadna z nas nie zaczyna spotkania od pytania o gazy czy zgagę. Skąd więc taki pomysł? Rozmyślając dogłębnie nad problemami gastrycznymi statystycznych Polek wpadłam na następujące przemyślenia. 
O czym rozmawiają kobiety gdy się nagle spotkają na ulicy? Z reguły pierwsze pada pytanie: „Co słychać?”. Znaczna grupa osobniczek mojej płci zapewne odpowie jakoś tak (szczególnie u nas w kraju): „Oj, wiesz nie najlepiej, dużo roboty (to pospolite), wszystko takie drogie (to też pospolite), jeszcze nie byliśmy na wakacjach (ewentualnie – już byliśmy i znowu robota), dzieciaki chorują, mamy kredyt do spłacenia, a wiesz jaka jest sytuacja” itp., itd. Inna grupa na pytanie co słychać (specyficznie dla Polski pewnie nieco węższa) odpowie zapewne, „Nie, no super”, „Miałam zajebiste wakacje”, „Kupiłam sobie genialną kieckę, stara, za grosze”, „Byłam u fryzjera, zrobił mi świetny balejaż” – ewentualnie – „Byłam u doktora X, tak mi zrobił biust, że teraz po plaży fikam jak młoda foczka” itp. 
Jest jeszcze taka grupa kobiet, która z pewnością nie będzie mówić o sobie, bo to może być mało interesujące, za to chętnie opowie o innych: „No wiesz, spotkałam Kowalską, strasznie wychudła, ale podobno mąż ją zdradza”. „A Iksińscy kupili sobie właśnie dom na Mazurach, pewnie do nich pojedziemy w przyszłym tygodniu”, „Pipcikowska natomiast zrobiła sobie lifting i całkiem nie może się uśmiechać, no mówię ci, pieniądze wyrzucone w błoto”…
A całkiem obszerna grupa kobiet zaczyna z poważnej „rury”: „Cudownie, poszliśmy wczoraj z Antkiem na genialne przedstawienie do Kwadratu, naprawdę mega zagrane i do tego zabawne, serdecznie polecam”, „A na rynek wyszedł nowy kryminał Bondy, czytałaś już? Podobno ekstra”…
To wszystko słyszałam na własne uszy, w tym uczestniczyłam, tak po prostu jest. Natomiast rzadko się zdarza, żeby dwie przyjaciółki, spotykające się na mieście prowadziły podobny dialog: „No i jak te twoje zaparcia kochana?”, „No wiesz dramat, nie mogę się wypróżnić od tygodnia, już próbowałam wszystkich preparatów na rynku i nic”, „Kochana to jest pikuś , ja mam natomiast non stop galopujące biegunki, normalnie z toalety nie wychodzę, a jakie wzdęcia, właśnie lecę do apteki po Stoperan i Espumisan”… Ktoś z was słyszał taki dialog? Bo ja nie. A z drugiej strony, nie słyszałam też nigdy reklamy, w której osobnicy płci męskiej zadają sobie podobne pytania. Czy w ich wypadku to niedelikatne, niemęskie? Dlaczego Magda Gessler promuje Ulgix a nie np. Tomasz Karolak?
Ostatnio oddaję się serialowej rozrywce. W repertuarze, którego z zapałem dostarcza mi Netflix, są różne seriale: polityczne, sensacyjne, horrory (uwielbiam horrory), ale i obyczajowe. Wsłuchuję się, chcąc nie chcąc, w dialogi. Podobno w sztuce scenariopisarstwa największą sztuką jest dialog. I właśnie filmowe dialogi rozbrajają mnie najbardziej. „Jeśli się teraz odwrócisz i odejdziesz, nie będzie powrotu, twoje miejsce przy tym stole zajmie ktoś inny, a twoje imię odejdzie w niepamięć”, „Tak wiem, nie mam jednak wyboru, muszę podążać swoją własną drogą”… Albo: „Demonie przeklinam cię, mam nad tobą władzę bo znam twoje imię i zaraz wymówię je głośno”… tu pada imię demona, który nie odpowiada, gdyż tym samym został zutylizowany i koniec dialogu. W żadnym jednak serialu nie słyszałam rozmowy o bolesnych hemoroidach, czy wypadającej protezie szczękowej. Są oczywiście wyjątki, jak np. Doktor House.
Skąd więc tak ogromna kreatywność polskich twórców reklam? Skąd czerpią inspirację? A może po prostu zmyślają okropnie nie mogąc sobie wyobrazić, że kobieta z kobietą może sobie sensownie pogadać. Nic w tym dziwnego skoro Polacy nie potrafią ze sobą normalnie rozmawiać, co szczególnie ukazuje nam polska scena polityczna. W końcu w sejmie też słychać o mordach i kanaliach, a w powietrzu zamiast riposty co i rusz strzela środkowy palec. W porównaniu z dialogami w sejmie, rozmowa o czkawce i bąkach to pogadanka dla przedszkolaków.


W zasadzie powinienem dokończyć rozpoczętą w poprzednim numerze opowieść o Azji, gdzie po przygodach w Malezji, na wyspie Langkawi i w Wietnamie, w Sajgonie, poleciałem do Tajlandii, ale pomyślałem sobie, że raz, co za dużo to niezdrowo, dwa, sam Bangkok to za mało, żeby napisać fajnie o tym kraju.

Urzeczeni niezwykłością tego kraju postanowiliśmy opisać to, co przez kilka dni udało nam się tu zobaczyć, czego posmakować i czym nacieszyć oczy
 

Sztuka jako odtrutka na rzeczywistość. Sztuka jako lustro, bo kto inny pokaże dosadniej? I wreszcie sztuka jako wyraz kontestacji.