Okazuje się, że podczas pandemii nikt nie pytał, czy coś się opłaca. Didżeje puszczali muzykę na balkonach dla sąsiadów, aktorzy nagrywali etiudy na YouTube, artyści tworzyli i udostępniali swoje prace w internecie… tak po prostu, z potrzeby serca. Twoje prace też widziałam.
Tak, wiele ludzkich serc się otworzyło ale byli i tacy, którym zabrakło empatii dla lekarzy, stąd mój smutny plakat przedstawiający lekarkę…
Wiele osób wychodziło na tarasy i dziękowało owacjami lekarzom, którzy walczą dla nas każdego dnia, a my siedzimy w domach i obserwujemy te zmagania. Potem wracamy do stołu, sypialni czy biurka, sięgamy po książkę, albo po film czy spektakl, który od dawna chcieliśmy obejrzeć. A w internecie pojawiło się mnóstwo ofert kulturalnych.
Dziś mówimy, że udało nam się przeżyć pandemię, a jednym z efektów jest uzyskany czas… czy na kulturę?
Jesteśmy zaganiani, zapracowani i nagle mamy dodatkowe osiem godzin w domu, z którymi możemy zrobić, co chcemy.
Tak. Ludzie nagle odzyskali czas. Ci, co rzadziej czytali, nagle w końcu sięgnęli po te książki leżące przy łóżku. Odkryciem jest dla mnie świadomość, że korzystanie z dóbr kultury wymaga czasu. Żeby móc się cieszyć książką czy filmem, trzeba mieć na to czas. Aby móc się cieszyć sztuką, trzeba znaleźć czas na pójście do galerii. A my ciągle gdzieś goniliśmy. Obecnie wszystko jest dostępne online i ludzie chętnie z tego korzystają. Wydaje mi się jednak, że popełniono jeden podstawowy błąd, który może okazać się dla kultury zabójczy – wszystkie treści udostępniono za darmo. Wcześniej, jeśli chciałem zobaczyć Mona Lisę, musiałem kupić bilet do Luwru. Myślę, że może to skutkować tym, że ludzie nie będą chcieli zapłacić, przynajmniej za sztukę prezentowaną online.
Ale obcowanie ze sztuką online to nie to samo, co pójście do Luwru…
Może być problem z przywróceniem płatności za obcowanie ze sztuką w przestrzeni internetowej. Kiedyś pewna malarka podczas rozmowy ze mną powiedziała: „Jeśli prace są tanie, to ludzie nie chcą ich kupować”. W sztukę inwestują ludzie bogaci i tacy, którzy rozumieją jej wartość. Dla takich osób jeśli coś jest tanie, staje się z miejsca podejrzane. Istnieje duża grupa odbiorców sztuki, którzy ją kochają, ale nie mają tyle pieniędzy, by móc sobie pozwolić na kupno obrazu czy rzeźby. To paradoks: chcemy, aby sztuka była łatwo dostępna i żeby ludzi było na nią stać. Z drugiej zaś strony prawdziwy kolekcjoner docenia jej wartość, która w jakiejś mierze zawiera się też w jej cenie.
Czy alternatywą dla mniej zamożnych może być plakat?
Tak, jak najbardziej, plakat czy dobra grafika może być bardzo wysublimowaną formą artystyczną i w dodatku bardzo dekoracyjną, niezależnie od wystroju wnętrza. A ci, którzy pragną mieć w domu takie wyjątkowe prace, mogą kupić je w moim sklepie internetowym (pagowski.pl). Są one sygnowane, pojawiają się też prace graficzne w edycjach limitowanych, ręcznie numerowane, a tzw. „jedynki” są oczywiście najbardziej wartościowe…
Po opanowaniu lęku i dojściu do wniosku, że muszę tworzyć, bo nie mam wpływu na obecną sytuację, odkryłem na nowo pojęcie czasu. Pomyślałem, że nie będę zwalniał, ale jeszcze bardziej przyspieszę. Będę w stałym kontakcie z moimi przyjaciółmi i fanami, jeszcze bardziej informował, że działam; oni są w domu i mają czas, aby do mnie zajrzeć. Pochłonęły mnie projekty non profit na które wcześniej nie miałem czasu.
A jak radzili sobie twoi znajomi?
Bardzo różnie. Największy dramat przeżyło z pewnością środowisko filmowe, które do dziś trwa w wielkiej niepewności. Co z tego, że można już chodzić do kina i teatru, skoro nie wiadomo czy ludzie będą chcieli tam bywać? Efektem pandemii jest bardzo silne zakotwiczenie lęku, który ciężko będzie wykorzenić.
Istnieje duża grupa świetnie zarabiających twórców, którzy mieli odłożone pieniądze i zaczęli z nich korzystać, ale także i takich, żyjących z teatralnego etatu bądź od serialu do serialu. Obecnie w kinach nie ma co grać, a ludzie nie pójdą na stare filmy.
Jeśli chodzi o „moje” środowisko grafików i designerów okazało się, że mamy masę roboty. Plany wydawnicze przesunęły się w czasie, ale nie uległy likwidacji.
Mnie uratował projekt Wajda na nowo, nad którym pracę rozpocząłem już w zeszłym roku. Kilka lat temu podobne przedsięwzięcie było związane z osobą Krzysztofa Kieślowskiego. W ten sposób udaje mi się, mam nadzieję, ukazać twórczość osób, którym dużo zawdzięczam.
Kim jest dla ciebie Wajda?
Andrzej był reżyserem o wiele bardziej spektakularnym niż Kieślowski. Wajda robił filmy epickie, a Krzysztof wolał inaczej „rozmawiać” z widzem. Andrzej w sumie nakręcił 60 filmów. Obejrzałem je wszystkie, łącznie z etiudami z lat 50. jak i dokumentami.
Projekt Wajda na nowo ma być pokazany w przyszłym roku podczas inauguracji nowej kulturalnej imprezy na mapie Polski – Festiwalu Wajdy w Suwałkach, jego rodzinnym mieście. Potem zobaczyć go będzie można w Gdyni, a następnie w różnych miastach Polski i świata. Dostałem mocne wsparcie finansowe od rozmaitych instytucji: Muzeum Powstania Warszawskiego zasponsorowało powstanie plakatu do filmu Kanał. Pomogło mi również Stowarzyszenie Filmowców Polskich, a prezydent Gdyni Wojciech Szczurek odpowiedział na moją prośbę i wygospodarował budżet na kilka projektów. Świetnie na propozycję mecenatu zareagował BNP Paribas. Zależy mi też na pozyskaniu grantów od Łodzi i Krakowa, miast szczególnie bliskich Wajdzie. Projekt nadzoruje Krystyna Zachwatowicz i jest wyjątkowo pozytywnie do niego nastawiona.
Projekt Wajda na nowo ukazuje całość jego dorobku filmowego, który ty pokazujesz poprzez własną, graficzną interpretację jego filmów?
Tak, ponadto plakaty na wystawie oglądać będzie można w takiej kolejności, w jakiej Andrzej tworzył filmy.
Ile wymienisz filmów Wajdy? Kiedy pytam o to, ludzie podają góra 5-6 tytułów. A on nakręcił 60 filmów. Kiedy mówię o filmach Ceramika iłżecka czy Zaproszenie do wnętrza słyszę pytanie: Co to takiego? Ludzie nie znają Z biegiem lat z biegiem dni. Nie wiedzą, że Ziemia obiecana była serialem. Zapominają o Katyniu. Nie znają Bez znieczulenia, myśląc że to film Zanussiego.
Oczywiście w dużej mierze Wajda na nowo to projekt edukacyjny, mający przybliżyć młodym ludziom sylwetkę tego reżysera. Tego typu wystawa nie dość, że porządkuje wiedzę, to jeszcze inspiruje – ludzie zaczną na własną rękę „poszukiwać” dokonań tego twórcy.
Tworzysz zatem 60 plakatów obrazujących filmy Wajdy...
Tak. Przed tym projektem wykonałem prace do takich filmów Wajdy jak Człowiek z żelaza, Kronika wypadków miłosnych, Pierścionek z orłem w koronie, Powidoki i Wałęsa. Człowiek z nadziei. A teraz robię wszystkie na nowo. Zawsze odnajdywałem się w twórczości Kieślowskiego, dla którego zrobiłem plakaty do wszystkich filmów. Natomiast w przypadku Wajdy musiałem na nowo wejść w klimat jego filmów. A są one bardzo nierówne. Obok arcydzieł, są filmy, co do których sam Andrzej miał wątpliwości. Szukałem na ten temat informacji i natrafiałem na wypowiedź Andrzeja, który tłumaczył się: „Nie wiem, dlaczego poległem. Po prostu nie wyszło”. Andrzej miał tę wspaniałą cechę, że potrafił otwarcie mówić o swoich niepowodzeniach. Ponadto fascynuje mnie jego model pracy. Wiem od aktorów, że potrafił przerwać zdjęcia, podejść do kogoś i zapytać: „No chodź tu do mnie, powiedz co tam u ciebie? No widzę, że nie możesz tego zagrać, a jak byś chciała to pokazać?”. I po kwadransie udawało się.
Lubił kręcić filmy zagranicą?
Bardzo dobrze czuł się w Japonii, najwspanialsze jego rysunki powstały właśnie tam. Nawiązał wtedy mnóstwo ciekawych kontaktów, które zaowocowały powstaniem w Krakowie Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha. Bardzo dobrym filmem Wajdy jest Nastazja, film zrobiony z japońskimi aktorami na podstawie Idioty Dostojewskiego.
Co jeszcze będzie w tym projekcie oprócz wystawy twoich nowych plakatów?
Zacząłem rozmawiać z aktorami Andrzeja i wpadłem na pomysł, aby przeprowadzić z nimi wywiady, które znajdą się w książce, będącej także przewodnikiem po wystawie. Porozmawiam z Emilią Krakowską, Krysią Jandą, Markiem Kondratem, Danielem Olbrychskim, Wojciechem Pszoniakiem, Andrzejem Sewerynem… Niektórym chcę zadać dość niewygodne pytania, na przykład Krysię Jandę chcę zapytać dlaczego Wajda w taki a nie inny sposób zrobił film o Wałęsie? Początkowo miała to być po prostu kontynuacja Człowieka z marmuru i Człowieka z żelaza, z tymi samymi bohaterami.
Andrzej zrealizował sporo filmów dokumentalnych z sobą w roli głównej. Jest taki ciekawy film Lekcja polskiego kina, gdzie poprzez swoje filmy opowiada historię Polski.
Przyznam, że obejrzenie wszystkich filmów Wajdy to spore wyzwanie, albowiem trudno je zdobyć, a jeśli już to się uda, niektóre z nich są w fatalnym stanie. Dzięki przyjaciołom z Filmoteki Narodowej i Narodowego Centrum Kultury Filmowej w Łodzi udało mi się. To jednak dobitnie uświadamia, że nie istnieje obecnie miejsce, które byłoby swoistym archiwum Wajdy, w którym można by zapoznać się z całym jego dorobkiem. Inaczej rzecz się ma z filmami Kieślowskiego, które są dostępne na YouTube.
Jest to z pewnością wyzwanie dla Ministerstwa Kultury. Jeśli chcemy pokazywać dorobek Wajdy, Zanussiego, Barei czy Skolimowskiego musimy mieć instytucję, która zadba o to, by odbiorca mógł obcować z dobrą jakością obrazu. Film Wajdy Miłość w Niemczech dotarł do mnie w kopii strasznej jakości. Mam dodatkowo niepokojące wrażenie, że za chwilę to poginie.
Czym jeszcze zajmowałeś się w czasie kwarantanny?
AP: Zacząłem malować obrazy na komputerze. Sprawiło mi to dużą frajdę. Powstało kilkadziesiąt takich prac, które potem zamieściłem w moim sklepie internetowym jako edycje limitowane. Ludzie biją się o niektóre z nich. Odbiorcom sztuki trzeba uzmysłowić, że grafika komputerowa to nie jest sztuka „robiona przez komputer”. To taka sama technika jak drzeworyt czy staloryt, tylko matryca jest matrycą komputerową. Trzeba nadać sztuce komputerowej status „sztuki prawdziwej”.
A gry komputerowe to nie twoja bajka, nie twoja stylistyka?
Świat gier komputerowych jest mi zupełnie obcy. Nigdy ich nie lubiłem, gdyż nie była to kraina mojego dzieciństwa. Jestem wierny swojemu stylowi opowieści. Nie powinno się wchodzić do obcych światów.
Nadto skażony jestem Młynarskim, Osiecką, Kabaretem Starszych Panów, umiejętnością bawienia się językiem polskim, osadzeniem w literackości polskiej szkoły plakatu, nauczony szacunku do kultury przesz Hanuszkiewicza, Holoubka czy Zapasiewicza. Umiem rozmawiać, gadać, a nie hasztagować.