zachwyt, inspiracja, pragnienia, zmysł, smak, ciekawość, zapach, pożądanie, piękno

Amy Winehouse. Miłość w pewnym sensie mnie zabija

Londyn, luty 2008 roku, w jednym z klubów. Wieczór rozdania nagród Grammy, w których Amy nominowana jest w sześciu kategoriach. Natalie Cole i Tony Bennett wchodzą na scenę by ogłosić, że za najlepszy album pop uznano Back to Black. Amy nie dowierza, chwyta się kurczowo mikrofonu i stoi jak zaklęta. Ta niepewność, brak wiary we własne umiejętności towarzyszą jej przez całe życie. Kiedy kilka miesięcy później nagra ze swoim idolem Bennettem piosenkę na jego album Duets II, wyjątkowo przyjdzie do studia trzeźwa. Ale podczas sesji nastąpi tąpnięcie, spowodowane niewystarczającym jej zdaniem dobrym śpiewem. 
Amy Winehouse żyła niczym na rollercoasterze. 
Przyszła na świat w Londynie, a jej rodzice wydawali się tworzyć szczęśliwą rodzinę. Początkowo wszystko układało się dobrze. Jednak Mitch Winehouse prowadził podwójne życie – miał romans z inną kobietą, a od rodziny odszedł dopiero po kilku latach. Ta sytuacja, jak żadna inna, wpłynęła na całe życie Amy. – Od 13 roku życia chciałam mieszkać sama. Chciałam całymi dniami pisać piosenki, słuchać głośno muzyki, jarać trawę. Chciałam palić od samego rana, a tego nie da się robić u mamy – powie do kamery w filmie Amy. Muzyka staje się dla niej ukojeniem lęku, odda jej całe serce i duszę. Głos ma zjawiskowy, potężny i niedający się porównać do żadnego innego. Biała żydowska dziewczyna śpiewająca niczym Ella Fitzgerald – to robi ogromne wrażenie już na pierwszym jej managerze Nicku Shymanskym, z którym połączy ją długoletni związek, platoniczna miłość brata i siostry. Jak każdy inny w jej otoczeniu, stanie się powiernikiem i bliskim przyjacielem, bo Amy kochała być wśród ludzi, nie potrafiła być sama. Jej pierwszy album od razu zostaje zauważony – pierwszego dnia sprzedaje się 800 egzemplarzy, co jak na debiutanta jest wspaniałym osiągnięciem. Zaczyna się życie, którego Amy tak bardzo pragnie – bycie w centrum uwagi, i przede wszystkim śpiewanie, śpiewanie, wyśpiewywanie całej siebie. – Zawsze piszę o osobistych sprawach. Nie umiem mówić o czymś, czego nie przeżyłam. Nawet jeśli moje refleksje są smutne, nigdy ich tak nie zostawiam. Zawsze dodaję jakąś puentę. Dlatego moje piosenki są oryginalne – powiedziała. Kiedy się ich słucha, ma się wrażenie całkowitego obnażenia, cytowania prawdziwych zdań prawdziwych osób, nie ma tu miejsca na fikcję, to zawsze jest Amy i świat Amy. To musiało się źle skończyć. 
Ale świat jest zachwycony, świat jest u stóp i prosi o więcej. Za sprawą drugiej płyty Back to Black Amy na zawsze wpisze się w historię muzyki. Ale jest też coś znacznie ważniejszego. Amy poznaje Blake’a Fieldera-Civila, z którym zacznie tworzyć organiczny wręcz związek. Kolejny, który doprowadzi do jej zguby. Blake ją rozumie, jest zawsze obok. Blake staje się Amy, a Amy staje się Blakiem. Amy bardzo wcześnie sięga po używki, już jako nastolatka, początkowo są to tylko papierosy i trawka, oczywiście też alkohol, ale to właśnie przy Blake’u pozna smak cracku i heroiny. Terapeuta uzależnień, do którego zgłoszą się za kilkanaście miesięcy powie później, że od początku miał pewność, że w tym związku nie istniało partnerstwo. Blake wciąga Amy w świat, z którego nie ma dobrego wyjścia, uzależnia swoje uzależnienie od niej, sceduje je na nią i domaga się nieustannego współuczestnictwa. Ale Amy zdaje się tego nie dostrzegać. – Blake nauczył mnie, że kiedy czegoś nie spróbujesz, to nigdy nie poznasz tego smaku. Życie jest krótkie – mówiła. To związek, w którym miłość przeplatała się z nienawiścią, wzajemne ranienie się z czasami pełnymi czułości i oddania. – Nieustannie łamaliśmy sobie serce. Ale gdy nadszedł koniec, dostałam obłędu. Kompletnie oszalałam. Wszystko mi go przypominało – nawet lodówka – mówiła Amy. Świat fleszy bezlitośnie dokumentuje jej piękno, ale także Amy kompletnie zamroczoną i nieobecną. Sława ją przygniata, czuje się osaczona. Coraz bardziej zdaje sobie sprawę, że samozatracenie ma także swój kres. Kiedy nie ma przy niej Blake’a, bo właśnie trafia do więzienia, Amy czuje się świetnie, śpiewa, komponuje. Jednak jej organizm to ruina – skrzętnie ukrywana bulimia i lata uzależnień sprawią, że Amy pewnego dnia po prostu się nie obudzi…


W zasadzie powinienem dokończyć rozpoczętą w poprzednim numerze opowieść o Azji, gdzie po przygodach w Malezji, na wyspie Langkawi i w Wietnamie, w Sajgonie, poleciałem do Tajlandii, ale pomyślałem sobie, że raz, co za dużo to niezdrowo, dwa, sam Bangkok to za mało, żeby napisać fajnie o tym kraju.

Urzeczeni niezwykłością tego kraju postanowiliśmy opisać to, co przez kilka dni udało nam się tu zobaczyć, czego posmakować i czym nacieszyć oczy
 

Sztuka jako odtrutka na rzeczywistość. Sztuka jako lustro, bo kto inny pokaże dosadniej? I wreszcie sztuka jako wyraz kontestacji.