„Aktorzy zawsze są outsiderami... jesteśmy niepokornymi włóczęgami, bardami, wyrzutkami” — zwierza się w książce „O sobie samym”, która powstała na podstawie kilkunastu wywiadów przeprowadzonych w ciągu 26 lat przez jego przyjaciela, a naszego korespondenta Lawrence’a Grobela. Dla niego zrobił wyjątek, bo z założenia nie znosi mediów
W filmie „Adwokat diabła” jest taka scena, którą trudno zapomnieć. Główny bohater, demoniczny adwokat grany przez Ala Pacino, złorzeczy na Boga, który go odtrącił. Nagle, podniecony, zaczyna tańczyć i podśpiewywać do muzyki Sinatry. Tego wcale nie było w scenariuszu, po prostu Pacino z właściwym sobie mistrzostwem improwizował. Za tym pozornym szaleństwem kryje się słynna maniera Pacino, która od lat hipnotyzuje widzów na całym świecie. Taylor Hackford, reżyser „Adwokata diabła”, chciał wykreować postać diabła fascynującego, seksownego, choć niekoniecznie wszechmocnego. No i udało się. Gra Pacino była uwodzicielska i wirtuozerska. Nie robiąc naprawdę nic szczególnego, sprawiał, że można było odczuć wielką moc szatana.
Francis Ford Coppola, reżyser wszystkich trzech części „Ojca chrzestnego”, twierdzi, że Pacino „emanuje zimnem, gdy chce być zimny, ciepłem, gdy chce być gorący”.
Jest znany z tego, że często podczas pracy wpada w stany nieokiełznanego szaleństwa. Jednocześnie jest zawsze perfekcyjny technicznie.
Zazwyczaj gra postacie dojrzałych, doświadczonych przez życie, twardych, często zgorzkniałych cyników, którzy jednak nie wahają się ryzykować i dla których najważniejszy jest honor.
„Ojciec chrzestny”, „Człowiek z blizną”, „Pieskie popołudnie”, „Serpico” – m.in. te role zapewniły Pacino trwałe miejsce w historii kina. Osiem razy nominowany do Oscara, nagrodę otrzymał dopiero za rolę w „Zapachu kobiety”.
Niezwykle hipnotyzujące tango
Niezwykle hipnotyzujące tango, które zatańczył w „Zapachu kobiety” z Gabrielle Anwar, przeszło do historii kina jako jedna z najbardziej zmysłowych scen tańca. W niezwykłej sekwencji ilustrowanej utworem „Por una cabeza” Carlosa Gardela widać człowieka, który o kobietach wie wszystko, również to, jak je zaczarować. Może i brzmi to banalnie, ale rzeczywiście filmowy taniec często mówi więcej niż kilka oczywistych linijek dialogowych. Chociaż w filmie jest parę pikantnych kwestii, które przejdą do historii kina, np.: „Kobiety… Po nich długo nie ma nic. Potem jest Ferrari”.
Grający u boku aktora w „Zapachu kobiety” Chris O’Donnell, z początku onieśmielony, obserwował pracę Pacino nad rolą. „Pacino nauczył się z opaską na oczach załadowywać i rozładowywać broń w 25 sekund... to absolutny perfekcjonista, może się wydawać, że przychodzi mu to naturalnie, ale on bardzo ciężko pracuje. Codziennie obserwowałem w garderobie, jak ćwiczy sceny, które mieliśmy kręcić za kilka dni. Wciąż wymyślał coś nowego”.
Inaczej niż wielkie gwiazdy, które wciąż eksponują siebie, Pacino zbiera pochwały za komiksową rolę graną pod grubą warstwą makijażu, którą odszedł daleko od siebie. W przeciwieństwie do Nicholsona czy Hoffmana nie jest osobą publiczną, publicznie żyją tylko jego postacie. Są bardzo różne: szatan, biseksualny bandyta rabujący banki, kokainowy baron, Ryszard III i oczywiście ojciec chrzestny mafii, ale wszystkie pozostają tajemnicze.
Ostre spojrzenie Pacino zapisało się na trwałe w popkulturze. Tłumaczy, że boi się odsłonić, bo przestanie być „niepokojący i ciekawy” na dużym ekranie. Zachować czystość wykreowanych postaci, ocalić siłę iluzji kina – to jest dla Pacino najważniejsze.
Na galę oscarową przyszedł na haju
Nie lubi też ceremonii rozdania Oscarów. Kiedy był nominowany za rolę w filmie „Serpico”, przyszedł na uroczystość oscarową na lekkim haju. „Ktoś mi coś zrobił z włosami, wysuszył dziwnie suszarką i wyglądałem, jakbym miał gniazdo na głowie, straszny kołtun. Siedziałem tam i starałem się wyglądać na niewzruszonego, bo tak bardzo się denerwowałem. Zawsze gdy się denerwuję, udaję, że nic mnie nie obchodzi. W pewnym momencie odwróciłem się do Jeffa Bridgesa i mówię: wygląda na to, że na najlepszych aktorów nie starczy czasu. Naprawdę – zapytał, patrząc na mnie dziwnie – gala trwała przecież 3 godziny, a ja myślałem, że to będzie godzinny program jak w telewizji. Okropnie chciało mi się sikać, więc zażyłem tabletki valium. Pożerałem je jak cukierki, chrupałem. Wreszcie przyszedł czas na nagrodę dla najlepszego aktora. Modliłem się, żebym to nie był ja. I słyszę Jack Lemmon. Byłem szczęśliwy, że nie musiałem wstawać, bo naprawdę nie dałbym rady”.
Rola w filmie „Ojciec chrzestny” otworzyła mu drogę do wielkiej kariery. Został wybrany przez Coppolę na odtwórcę roli Michaela Corleone, pomimo że walczyły o nią takie gwiazdy jak Robert Redford, Warren Beatty czy mało jeszcze wówczas znany Robert De Niro.
Reżyser wbrew woli producentów obsadził Pacino w roli Michaela i bronił go, gdy chcieli się go pozbyć w pierwszych tygodniach zdjęć. „Gdy czytałem książkę – mówi reżyser – wyobrażałem sobie te postacie z twarzą Pacino”.
Jako Michael Corleone Pacino stał się z dnia na dzień gwiazdą, ale nigdy za tę przełomową kreację nie otrzymał Oscara. Statuetkę zdobył natomiast De Niro, który w drugiej części mafijnej sagi brawurowo zagrał młodego Vita Corleone. To wówczas zaczęto wspominać o rywalizacji obu aktorów. Zdarzało się nawet, że ich mylono. Jedno nie ulegało wątpliwości – byli najwybitniejszymi przedstawicielami swojego pokolenia. Mimo że studiowali w tej samej szkole – studium aktorstwa Lee Strasberga – gdzie uczono ich, jak w pełni utożsamiać się z kreowaną postacią wedle metody Stanisławskiego, sposób gry aktorów jest odmienny. Al Pacino w każdej roli staje się człowiekiem, który skrywa jakąś tajemnicę. Zdaje się żyć w ciągłym napięciu, na granicy emocjonalnego wybuchu, jak w transie. Natomiast De Niro to kameleon. Jego aktorstwo jest bardzo fizyczne.
Obydwaj są potomkami włoskich emigrantów. Urodzili się w Nowym Jorku – Pacino w 1940 roku w Bronksie. Szwendał się z kumplami. Większość uzależniona była od narkotyków. Jego czekało to samo. Dopiero śmierć najbliższego przyjaciela w wyniku przedawkowania wstrząsnęła Alem.
Znakomicie wykorzystał swoje doświadczenia z dzieciństwa na początku kariery. Zwrócił na siebie uwagę Hollywood, gdy przejmująco zagrał Bobby’ego, handlarza prochami, w „Narkomanach” Jerry’ego Schatzberga.
Spadkobierca Marlona Brando
Od strony artystycznej Al Pacino jest spadkobiercą Brando. Po raz pierwszy usłyszał o Marlonie podczas szkolnej akademii, gdy miał 12 lat. Ktoś powiedział: „O, Marlon Brando – ten chłopak gra zupełnie jak Marlon”. Po latach spotkali się na planie „Ojca chrzestnego”. „Nie wyobrażasz sobie, co czułem podczas pierwszej próby z udziałem Brando. Byliśmy w trójkę: Jimmy Caan, Bobby Duvall i ja. Brando oczywiście nawijał o Indianach.
Pacino mieszka w Kalifornii między innymi po to, aby być blisko dzieci, ale jego ulubionym miastem jest Nowy Jork. To tutaj powstały pomysły na niektóre kwestie dialogowe do „Ojca chrzestnego”.
Grał na bębnach i pianinie
„Mam swoje mety na całym świecie. Wiele podróżuję, gdy lecę do Europy, biorę tylko bagaż podręczny. […] Nowy Jork to mój teren, kocham to miasto. […] Byłem kurierem, jeździłem na rowerze przez 11 godzin dziennie. Znam je dobrze... spacerkiem mijam ulice, myśląc o rolach. Bardzo wiele z ojca chrzestnego wymyśliłem właśnie w ten sposób”.
Włóczył się po nocnych klubach głównie ze względu na muzykę. Zawsze marzył, żeby grać w grupie jazzowej albo kwartecie Beethovena. Lubi, gdy wpadają do niego znajomi i razem improwizują.
Knajpiane wojaże pobudziły jego zainteresowanie branżą restauracyjną. Otóż firmowane jego nazwiskiem lokale można znaleźć w australijskim Sydney (Al Pacino’s Restaurant), amerykańskim Baltimore (Al Pacino Café), niemieckim Monachium (Al Pacino Italienisch Restaurant), kanadyjskiej Ottawie (Al Pacino Restaurant) i wielu, wielu innych miejscach.
Był utrzymankiem kobiet
Nigdy nie ukrywał, jak bardzo trudny był jego okres dojrzewania. W wieku 17 lat został wyrzucony ze szkoły. Po licznych awanturach i próbach namówienia go, aby kontynuował edukację, rodzice w końcu wyrzucili go z domu. Jako nastolatek przeniósł się na Sycylię, gdzie przez krótki czas mieszkał u swojej dalekiej rodziny.
Pracował jako sprzątacz i listonosz, by zapłacić za prywatne lekcje aktorstwa. Jednak to nie wystarczyło. W wywiadzie udzielonym przed laty dziennikowi „New York Times” wyznał, że jego los odmienił się dopiero, gdy spotkał kobietę, która zrobiła z niego swojego utrzymanka. Dawała mu jedzenie i dach nad głową za seks.
Przez pewien czas, w wieku 26 lat, utrzymywał się z pracy dozorcy. Do budynku wprowadziła się dziewczyna, chciał ją poznać, ale nie miał czasu i cierpliwości czekać na przypadek, więc zdecydował, że odetnie jej prąd. Okazało się jednak, że nie potrafi wykręcić korków...
Wieczny kawaler
Kilka lat temu przyznał, że czuje się zagubiony, nie potrafi znaleźć punktu oparcia dla własnej kariery. Podobnie było ponad 20 lat temu, gdy przechodził swój największy kryzys. Wówczas zniknął na kilka lat z ekranów, by uwolnić się od prochów i alkoholu. Teraz nie ma problemów z używkami, ale częściej niż na planie filmowym można go spotkać z dziećmi w nowojorskim Central Parku. Mimo kilku romansów, jest wiecznym kawalerem. Ma troje dzieci: córkę Julię z wykładowczynią aktorstwa Jan Tarrant oraz bliźniaki Antona i Olivię z aktorką Beverly D’Angelo. Może przekroczywszy siedemdziesiątkę, chce nadrobić stracony czas i sprawdzić się jako ojciec?
Chociaż w kinie już nic udowadniać nie musi, interesują go bardzo produkcje niezależne. Kupił prawa do ekranizacji powieści „The Humbling” Philipa Rotha. Za kamerą stanął Barry Levinson. Scenariusz filmowej wersji książki autora „Kompleksu Portnoya” napisał Buck Henry, znany m.in. z „Absolwenta” i „Paragrafu 22”.
To historia pewnego aktora mającego samobójcze skłonności, który czasy świetności ma już za sobą i zamieszkuje na farmie niedaleko Nowego Jorku. Towarzyszy mu 40-letnia kobieta o lesbijskich skłonnościach i zamiłowaniu do perwersyjnych gadżetów.
„The Humbling” będzie kolejnym wspólnym przedsięwzięciem Pacino i Levinsona, który w 1979 roku napisał scenariusz filmu
„... i sprawiedliwość dla wszystkich”, a wiele lat później wyprodukował „Donniego Brasco”.